4 March 2019
1 marca
Dziś urodziny Chopina.
Mały Staś, przyjeżdżający do Warszawy po naukę i mieszkający tu z rodziną w latach 1827–1829, był świadkiem wielkiej, a stale rosnącej sławy genialnego, o równe 10 lat od niego starszego kompozytora, wirtuoza, błyskotliwego artysty i kosmopolity, który kilkanaście miesięcy później miał opuścić stolicę na zawsze. Przez pewien czas mieszkali nawet… praktycznie przez ulicę. Warszawa zajmowała w sercu obu twórców miejsce szczególne. Chopinowi była domem, krainą szczęśliwego dzieciństwa i pogodnej młodości, miejscem, które go ukształtowało i w którym święcił swoje pierwsze tryumfy; bezpieczną przystanią, za którą tęsknił przez połowę życia, które przyszło mu spędzić na wygnaniu. Moniuszko spędził w Warszawie ostatnie kilkanaście lat swojego życia, odnosząc tu właśnie największe sukcesy (choćby wywołujące szalony entuzjazm premiery Halki i Strasznego dworu), kierując operą w Teatrze Wielkim i nauczając w Instytucie Muzycznym. Tu zmarł nagle w roku 1872. Kondukt pogrzebowy, w którym szli dziesiątkami tysięcy warszawiacy, odprowadził trumnę na Powązki. Chopin, umierając w Paryżu, koniecznie chciał, by choć jego serce wróciło do Warszawy. Siostrze jego udało się spełnić to życzenie i dziś serce kompozytora spoczywa w ścianie nawy głównej Bazyliki Św. Krzyża – zaraz obok rodzinnego domu dzieciństwa.
Bezdyskusyjnie i z oczywistych – choć różnych – powodów Chopin i Moniuszko zajmują czołowe miejsca w panteonie kompozytorów polskich. Obaj tworzyli w czasie niebytu państwa polskiego, dla obu polskość, nasze dziedzictwo kulturowe miało znaczenie fundamentalne i mieli bardzo istotny udział w jego zachowaniu. Pozostawili spuścizny zupełnie odmienne – a jednak… Pomyślałam dziś, w 209. rocznicę urodzin Fryderyka Chopina, przypadającą w Roku Moniuszki, o jego pieśniach. Jak najodleglejsza jestem o wszelkich prób analiz muzykologicznych, porównawczych, czy jakkolwiek naukowych. Ale mam takie głębokie – choć absolutnie subiektywne – przekonanie, że to właśnie Chopinowi i Stanisławowi Moniuszce zawdzięczamy najpiękniejsze pieśni w naszej literaturze muzycznej. Niezwykłej urody i wielkiego wdzięku miniatury, pełne finezji i prostoty zarazem, subtelne, zabawne i przejmujące, znajdowały na przestrzeni dwóch wieków niezmiennie drogę tak do sal koncertowych jak i domowego zacisza. Pisane były zresztą przede wszystkim z myślą o tym drugim, zatopione więc w aurę ciepła i naturalnego wyciszenia – nawet jeśli niosły myśl tragiczną czy wręcz rewolucyjną. Chopin stworzył ich 19. Moniuszko – ponad 300, ujętych w kolejne tomy Śpiewników domowych; do dziś popularnością cieszy się liczba zbliżona do tej Chopinowskiej.
Z okazji więc urodzin Chopin ogłaszam kolejny tydzień Tygodniem Pieśni – na własny użytek, ale zachęcam wszystkich Państwa do podróży w krainę Chopinowskiej i Moniuszkowskiej liryki wokalnej. Jeśli znamy, posłuchajmy raz jeszcze. Jeśli nie znamy – poznajmy. Niejednego być może zaskoczy spostrzeżenie, że TA piosenka, którą przecież pamięta z dzieciństwa, którą nuciła mama czy babcia i która stanowi najbardziej oczywisty element kulturowego wszechświata, wyszła spod pióra jednego z tych panów. A dla wszystkich – na pewno – będzie to dobry czas.
Agnieszka Kłopocka