28 października 2019

Dla smakoszy i nie tylko

Jesień stała się faktem. I chociaż pelargonie na balkonie kwitną wciąż w najlepsze, nasze człowiecze, ciepłolubne dusze nie dają się oszukać i w długie wieczory na plan pierwszy zaczynają się wysuwać tematy obejmujące menu świąteczne, receptury i asortyment nalewek tudzież walory babcinych pierogów, a tzw. comfort food (piękne, polskie słowo) jest szczególnie w cenie. Nie czarujmy się bowiem: któż z nas nie uśmiechnie się błogo na myśl o godzince spędzonej na wygodnej kanapie, w miłym kocyku, przy nastrojowej lampie, z dobrą lekturą w ręku i/lub muzyką w uchu, w towarzystwie herbaty z pomarańczą czy grzańca i, na przykład, talerzyka rogalików migdałowych…

Czytając w ww. człowieczych naszych duszach, warszawska Opera Narodowa podarowała nam książkę-album idealny na ten czas: Moniuszko w kuchni, który (album, nie Moniuszko) ukazuje się oczywiście w związku Rokiem Jubileuszu, jest pomysłem dalekim od wszelkich schematów rocznicowych. Jednakże, stanowiąc niejako zaprzeczenie lektur popularnonaukowych czy jakkolwiek edukacyjnych, w formie arcyzgrabnej przemyca szereg ciekawych i cennych wiadomości o kompozytorze, jego twórczości, życiu, zamiłowaniach i czasach. Jest zaproszeniem do sympatycznego spaceru przez Warszawę drugiej połowy XIX wieku, ale nie tylko: uchyla okno do mieszkania Moniuszków w Wilnie, oferuje kilka nieoczywistych kadrów z życia wielkich metropolii tamtego (i nie tylko tamtego) czasu: Paryża, Petersburga… A jednocześnie – a przede wszystkim – jest bardzo dobrą książką… kucharską. Powiedziałabym, że to „książka kucharska z kontekstem”: opowieść o obyczajowości czasów Moniuszkowskich – wszak kuchnia jest jednym z najważniejszych jej komponentów – czerpiąca ze źródeł w postaci klasyków ówczesnej „literatury tematu”, proponuje szereg przepisów skrojonych na miarę naszych kuchni i supermarketów, wcale nie nadmiernie skomplikowanych i po prostu smacznych (próbowałam i próbuję dalej). Jest coś na dobry, niedzielny obiad, coś na deser, na przekąskę i świąteczny stół. Całość napisana lekko ale treściwie przez znakomitego muzykologa i autora Marcina Gmysa i równie znakomitą damę Kulinariów przez duże „K”, Agnieszkę Kręglicką i sformatowana według konceptu Marcina Fedisza. Poza wszystkim innym to bardzo ładna książka, z którą przyjemnie się obcuje.

Więc tak: jest idealna lektura na sympatyczne popołudnie pod kocykiem. I skorzystają z niej wszyscy domownicy. Czy jest nas w domu dużo (jak u Moniuszków), czy jesteśmy solo, czy z oparcia kanapy popatruje stanowczo posągowy kot, czy stopy grzeje rozpieszczony pies – to przepisy dobre dla każdego gospodarstwa. Weekend można zacząć od bułeczek śniadaniowych z konfiturą, na obiad pójdą zrazy wołowe klasyczne, wykwintna sola w sosie holenderskim ze szpinakiem lub na szybko placki z surowych ziemniaków, a na słodko chociażby dobry, klasyczny piernik czy też wspomniane rogaliki. Będzie smacznie, ciepło i wesoło. A to zapowiedź przyjemnej jesieni. :-)

Agnieszka Kłopocka